Dariusz Rosati

Czas na zaciskanie pasa?

Premier Morawiecki zapowiedział przedwczoraj cięcia wydatków i zaciskanie pasa. To pierwszy oficjalny sygnał że w finansach publicznych dzieje się źle, i że rząd PiS wpadł w pułapkę nadmiernych wydatków.

Niespodzianką oczywiście nie jest fatalny stan kasy państwowej - bo o o tym alarmowaliśmy od co najmniej roku - ale to, że rząd się wreszcie sam do tego przyznał. Widocznie dalej nie da się zamiatać tego pod dywan.

Sprawa jest oczywista. Planowany wiosną przez rząd deficyt całego sektora finansów publicznych na bieżący rok to 141 mld zł (ok 4,7% PKB). Ale już wiemy że będzie więcej, bo dojdą dodatkowe wydatki osłonowe i wyższe koszty obsługi długu - zapewne ok 30-40 mld zł łącznie. Ale jeszcze gorzej wyglądają perspektywy na 2023 rok. Rząd planuje 150 mld deficytu, ale na pewno będzie więcej, bo rząd chce w roku wyborczym dosypać pieniędzy na prezenty - np. 14. emerytura, przedłużenie działań osłonowych, czy wydatki na armię. Oznacza to wzrost potrzeb pożyczkowych do 400-450 mld zł.

Oczywiście rynki finansowe potrafią liczyć, i żądają coraz wyższych odsetek od polskiego długu. W ostatnich tygodniach rentowności polskich obligacji doszły do 8-9% - to najwyższe rentowności w UE po Węgrzech i Rumunii, niewiele niższe niż dla Rosji (9,9%) czy Turcji (11,6%). Pożyczanie pieniędzy na tak wysoki procent to zakładanie sobie pętli na szyję i prosta droga do kryzysu finansowego (a jeszcze 2 lata temu pożyczaliśmy po 2,6% - oto skutek nieodpowiedzialnej polityki rządu PiS i miara upadku polskiej gospodarki).

Słowem, to nie przezorność i zdrowy rozsądek, ale rynki finansowe zmusiły obecnie rząd do zaciskania pasa.

Ale ogłoszone obecnie cięcia rzędu 10-15 mld zł niewiele pomogą. Potrzebne są oszczędności rzędu co najmniej 80-100 mld zł. To może jednak oznaczać utratę poparcia przez PiS i przegraną w wyborach.

Dlatego PiS może uciec w inflację - pan Glapiński będzie drukował pieniądze, żeby rząd przetrwał do wyborów.

Oczywiście zapłacimy za to wszyscy utratą siły nabywczej naszych dochodów - przy inflacji 20% każdy z nas traci w ciągu roku co najmniej dwie miesięczne pensje lub emerytury.

I jakby tego było mało, rząd nadal nie jest w stanie odblokować pieniędzy na KPO. Na stole w Brukseli leży i czeka 170 mld zł, a w Warszawie trwa chocholi taniec tercetu egzotycznego Kaczyński-Ziobro-Morawiecki wokół wymaganych zmian w sądownictwie.

Kto jeszcze może wierzyć, że tej nieudolnej władzy leży na sercu dobro Polski?

Autor: prof. Dariusz Rosati