Dariusz Rosati

Polska do tej pory wcale nie ma gwarancji, że dostanie choć jedno euro

Wczorajsza wizyta Przewodniczącej KE Ursuli Von der Leyen w Warszawie przebiegła całkiem inaczej niż planował rząd PiS. Miało być huczne świętowanie zatwierdzenia przez KE polskiego Krajowego Planu Odbudowy i odblokowania środków dla Polski w kwocie ponad 35 mld €. Zamiast tego pani Von der Leyen upomniała rząd, że nie dostaniemy ani jednego euro jeśli nie wypełnimy tzw. „kamieni milowych” w zakresie przywrócenia praworządności. Wkurzony premier zareagował niegrzeczną uwagą o urzędnikach europejskich, którzy jakoby dali się polskiej opozycji przekonać że rząd PiS narusza praworządność. A przecież, zdaniem Morawieckiego, praworządność w Polsce ma się znakomicie.

Przez 6 lat rządzenia PiS niczego się nie nauczył i nadal traktuje wszystkich wokół jak idiotów. Udaje że nie wie, że sam zgodził się na te „kamienie milowe”. Uprawia grę pozorów przyjmując ustawę prezydenta Dudy o przemianowaniu Izby Dyscyplinarnej na Izbę Odpowiedzialności Zawodowej, i uważa że to załatwia sprawę.

Niczego nie załatwia. Aby dostać pieniądze z KPO, rząd musi wycofać się z niemal wszystkich zmian w sądownictwie które wprowadził rękami Ziobry. Taka jest rekomendacja KE dla Rady UE. Morawiecki wyraźnie stracił humor, gdy pani Von der Leyen wyraźnie dała do zrozumienia, że KE nie da się nabrać na PiSowskie sztuczki.

Spójrzmy na projekt decyzji wykonawczej w której zapisano kamienie milowe. Jest ich łącznie prawie 150, ale najważniejsze są te dotyczące przywrócenia praworządności. Oto one (w największym skrócie):

1. Sprawy przeciw sędziom które toczyły się lub toczą przed Izbą Dyscyplinarną mają być przeniesione do innej izby Sądu Najwyższego, która jest powołana zgodnie z prawem i spełnia wymogi niezależności i bezstronności. Oznacza to że skład personalny tej izby ma różnić się zasadniczo od składu obecnej ID.

2. Sędziowie muszą mieć prawo weryfikacji składu sędziowskiego w celu sprawdzenia czy sędziowie powołani do składu spełniają wymogi niezależności, bezstronności i legalności ich mianowania. I nie mogą być za to represjonowani.

3. Sędziowie nie mogą być pociągani do odpowiedzialności dyscyplinarnej za treść wydawanych orzeczeń.

4. Sędziowie muszą mieć prawo do występowania do Trybunału Sprawiedliwości UE z pytaniami prejudycjalnymi.

5. Spełnienie tych wymogów będzie ocenione przez KE nie na podstawie obietnic czy deklaracji rządu, ale na podstawie przyjęcia i wdrożenia odpowiednich ustaw.

Te „kamienie milowe” (a także szereg innych, dotyczących innych obszarów) mają być spełnione do końca czerwca 2022r, i dopiero po stwierdzeniu ich wykonania (czyli dokonania wymaganych zmian ustawowych) KE wyda zgodę na wypłatę pierwszej raty środków dla Polski (w kwocie ok 4 mld €).

Trzeba jasno powiedzieć, że ustawa Dudy - poza zamianą szyldu Izby Dyscyplinarnej - nie spełnia warunków wymienionych w pkt 2), 3), i 4). Niczego więc w istocie nie załatwia. Owszem, gdyby Sejm przyjął poprawki Senatu do tej ustawy, sprawa byłaby częściowo załatwiona, choć nadal wymagane byłoby szybkie anulowanie tzw. ustawy kagańcowej. O ile wiem, rząd nie ma takich planów.

Podsumowując, rząd chciał wczoraj ogłosić sukces i zapowiedzieć napływ 150 mld zł już za chwilę, ale zamiast tego dostał twardą reprymendę od KE, a obietnica szybkich wypłat okazała się kolejnym oszustwem.

Te kłamstwa i krętactwa są naprawdę żałosne. Zwalanie odpowiedzialności za te opóźnienia na opozycję są po prostu śmieszne. To nie opozycja rządzi w Polsce od 6 lat i to nie opozycja odpowiada za przepychanki z UE. Gdyby w Polsce rządziła opozycja, załatwilibyśmy te pieniądze w 48 godzin. Cała odpowiedzialność za brak pieniędzy i za nieudolne negocjacje z KE spada na Zjednoczoną Prawicę.

Niestety, obsesyjna potrzeba utrzymania politycznej kontroli nad sądownictwem jest dla Kaczyńskiego i Ziobry ważniejsza niż 150 mld zł dla Polski.

Autor: prof. Dariusz Rosati