Dariusz Rosati

Szampan na Kremlu

3 kwietnia 2022 roku był nie tylko ważnym dniem dla Węgier, ale także dla całej Europy.

W niedziele odbyły się wybory, w których Węgrzy po raz czwarty poparli wizję konserwatywnego, antyliberalnego państwa i odrzucili niepokój związany z bliskimi relacjami Budapesztu z Moskwą i Pekinem. Koalicja Fideszu-KDNP zdobyła 135 mandatów w 199-osobowym jednoizbowym parlamencie –po raz kolejny uzyskując większość konstytucyjną, dającą Viktorowi Orbanowi możliwość nieskrępowanej władzy. Szeroki blok opozycyjny W Jedności dla Węgier wprowadził 56 deputowanych, a ich kandydat na premiera Peter Marki-Zaya nie uzyskał mandatu poselskiego. Skrajnie prawicowej partii Nasza Ojczyzna przypadło 7 miejsc.

Wspólnie z Posłanką Agnieszką Pomaską mieliśmy możliwość monitorować przebieg węgierskich wyborów w okręgu Veszprem i w Budapeszcie w ramach misji organizowanej przez Zgromadzenie Parlamentarne Organizacji ds. Bezpieczeństwa i Współpracy w Europie (OBWE). Raport OBWE jest jednoznaczny: zwycięski Fidesz miał „nienależną przewagę” w kampanii wyborczej, jednak przebieg wyborów w dniu głosowania był prawidłowy. Potwierdza się prawda, że oszustw wyborczych często nie dokonuje się w dniu wrzucania kart do urny, lecz dużo wcześniej. To proces, który Partia Orbana rozpoczęła tuż po wygranych w 2010 roku wyborach.

Po pierwsze, kluczem do osiągania wysokich wyników wyborczych jest skrojona pod Fidesz ordynacja wyborcza. Mapa utworzonych okręgów pokrywa się z mapą poparcia politycznego. Mieszkańcy aglomeracji Budapesztu stanowią około 1/3 mieszkańców całego kraju, ale na stolicę przypada jedynie 18 mandatów. W praktyce oznacza to, że w mniejszych miejscowościach, gdzie partia rządząca otrzymuje wysokie notowania, do uzyskania mandatu wystarczy często mniej niż 10 tysięcy głosów, a w okręgach niesprzyjających władzy, takich jak Budapeszt, potrzeba ich co najmniej 50 tysięcy. Takie zasady funkcjonowania systemu czynią go nierównym i niesprawiedliwym. Ponadto system ten wspierają: wyśrubowane warunki zarejestrowania wyborczej listy krajowej; mechanizm minimalizacji ilości „straconych” głosów, zwiększający poparcie dla partii nawet w sytuacji przegranej w jednomandatowym okręgu wyborczym; oraz sprzyjająca większym partiom kosztem mniejszych metoda przeliczania głosów na mandaty, zwana metodą d’Hondta – obowiązująca również w Polsce. Dzięki opisanym powyżej modyfikacjom koalicja Fidesz-KDNP otrzymując mniej niż 50% wszystkich głosów, zdobywa blisko 70% mandatów w parlamencie, dających większość konstytucyjną.

Po drugie, duże wątpliwości budzi głosowanie za granicą. Poza granicami Węgier na terenach Słowacji, Rumunii, Serbii i Ukrainy żyje liczna węgierska diaspora. Etniczni Węgrzy, dzięki wprowadzonej przez Fidesz strategii przyznawania paszportów, mogą w uproszczony sposób – korespondencyjnie, brać udział w wyborach. Lista Węgrów uprawnionych do głosowania pozostaje tajna. Co więcej, diaspory te otrzymują od rządu pomoc finansową, która przekłada się na bezpośrednie poparcie dla Fideszu – ponad 96% w 2018 roku. W kontrze do Węgrów żyjących w krajach ościennych pozostają węgierscy emigranci, którzy swoje miejsce znaleźli w krajach Europy Zachodniej. Ich liczbę szacuje się na co najmniej pół miliona, lecz z powodu licznych przeszkód administracyjnych średnio głosuje tylko około 60 tysięcy osób. Są to większości wyborcy partii opozycyjnych. Taki podział wyborców w ramach obowiązującego systemu wyborczego również gra na korzyść partii rządzącej.

Niemniej jednak koło napędowe sukcesu wyborczego Victora Orbana stanowi skoncentrowany w rękach Fideszu rynek medialny. Obecnie pod kontrolą partii rządzącej znajduje się 80% całego rynku. Natomiast działalność mediów będących w opozycji do rządu jest znacznie ograniczona, nie tylko pod względem zasięgu, ale również wolności słowa. Niezależnym mediom na Węgrzech nie wolno prowadzić dziennikarstwa śledczego, czy interesować się życiem prywatnym osób z bliskiego otoczenia Viktora Orbana, jak i samego premiera. Te niepisane zasady stanowią rezultat prowadzonej przez Fidesz polityki zastraszania dziennikarzy i przedsiębiorców medialnych. Jeśli nie dostosujesz się do panujących reguł, to nie znajdziesz pracy w zawodzie, a twoje przedsiębiorstwo straci płynność finansową wskutek odcięcia od reklamodawców bądź nie uzyskania koncesji. Ponadto przedstawiciele partii opozycyjnych nie tylko nie są zapraszani do mediów prorządowych, ale również ich czas antenowy oscyluje w okolicach zera. Pełnowymiarowym świadectwem wystawionym węgierskiemu sektorowi medialnemu jest powrót na Węgry Radia Wolna Europa oraz spadek Węgier w rankingu Wolności Słowa z 10 miejsca w 2006 roku do 92 w 2022.

Uwarunkowania panujące w węgierskim sektorze medialnym odegrały kluczową rolę w zwycięstwie Fideszu w niedzielnych wyborach. Kampania, według OBWE, „charakteryzowała się wszechobecnym nakładaniem się przekazów kampanii koalicji rządzącej i rządowych kampanii informacyjnych, wzmacniając przewagę koalicji rządzącej i zacierając granicę między państwem a partią”. Ponadto prorządowe media pozwoliły Viktorowi Orbanowi osadzić główną oś kampanii wyborczej wokół bezpieczeństwa energetycznego Węgier, co przełożyło się na prorosyjską narrację wobec militarnej agresji Rosji na Ukrainę. Wybór między partią rządzącą a opozycją został sprowadzony do wyboru pomiędzy pokojową prawicą a prowojennną lewicą. Ostatecznie przekaz był jeden: Węgry nie będą płacić ceny za nie ich wojnę, co zagwarantować może jedynie partia rządząca. Tymczasem klatki filmowe emitowane w materiałach telewizyjnych przerodziły się w kalki z Russia Today. Obecnie 42% Węgrów jest zdania, że to zachodnie państwa i Ukraina sprowokowały rosyjską inwazję (źródło: Opinio na zlecenie portalu Euronews).

4 kwietnia 2022 roku ponownie wybrany na premiera Węgier – Viktor Orban w swoim triumfalnym przemówieniu podkreślił, że aby wygrać musiał walczyć z wieloma przeciwnikami, wśród których wymienił „biurokratyczną Brukselę” i Prezydenta Ukrainy Wołodymyra Zełenskiego. Po pseudowyborczym spektaklu na Węgrzech kurtyna opadła, a korki od szampana wystrzeliły na Kremlu.

Autor: prof. Dariusz Rosati