Dariusz Rosati

DROŻYZNA TO SKUTEK POLITYKI PiS

Inflacja przyspiesza. Wstępny odczyt GUS za grudzień pokazał wzrost inflacji do poziomu 8,6% w skali rocznej. To tak, jakby każdemu z nas odebrano w ciągu roku jedną miesięczną pensję. Cierpią na tym głównie najsłabsze ekonomicznie grupy społeczne – pracownicy etatowi, emeryci, renciści, osoby na zasiłkach i stypendiach - bo ich dochody ustalane są w wartościach nominalnych i w trakcie roku nie ulegają zmianie. A będzie jeszcze gorzej – w pierwszym kwartale 2022 roku inflacja przekroczy 10%, m.in. za sprawą rosnących skokowo cen energii elektrycznej i gazu.  Ostatni raz z tak wysoką inflacją zmagaliśmy się na jesieni 2000 roku.

Wszystko to jest kompletnym zaskoczeniem dla obozu władzy. Najpierw miało nie być inflacji, potem że owszem jest, ale przyszła do nas z zewnątrz i za chwilę minie, a główni winowajcy to Unia Europejska i Donald Tusk, którzy doprowadzili do wzrostu cen pozwoleń na emisję CO2. Brzmi znajomo?

Ale tej oficjalnej propagandzie przeczą fakty. Na przykład, już od sześciu miesięcy inflacja bazowa oczyszczona z wpływu cen paliw, energii i żywności przekraczała górną granicę dopuszczalnych odchyleń od celu inflacyjnego NBP, kształtując się w grudniu na poziomie powyżej 5%. Dowodzi to, że coraz większą rolę odgrywają wewnętrzne przyczyny inflacji, będące skutkami polityki rządu: kosztowne transfery pieniężne z budżetu do gospodarstw domowych, wsparcie finansowe dla przedsiębiorstw dotkniętych ograniczeniami pandemicznymi, podwyżki rozmaitych podatków, dotkliwy brak rąk do pracy, woluntarystyczne podwyżki płacy minimalnej i będący ich efektem szybki wzrost wynagrodzeń przekraczający wyraźnie wzrost wydajności pracy. Pojawiły się też wtórne efekty pieniężne zewnętrznych impulsów inflacyjnych w postaci wzrostu oczekiwań inflacyjnych i rozkręcania się spirali cenowo-płacowej. W efekcie przez wiele miesięcy narastał w polskiej gospodarce potencjał inflacyjny, ignorowany zarówno przez rząd jak i NBP.  Nie da się nijak wytłumaczyć wyborcom, że to „wina Tuska”.

Nie jest to też wina Unii Europejskiej, bo wzrost cen uprawnień do emisji CO2 odpowiada tylko za około połowę wzrostu cen energii, a głównym powodem rosnących rachunków za energię elektryczną jest wstrzymanie zielonej transformacji polskiej energetyki. Gdyby PiS sześć lat temu nie zablokował procesu odchodzenia od węgla - zresztą głównie rosyjskiego - koszt nabycia niezbędnych pozwoleń na emisję spadłby co najmniej o połowę.  Narzekania rządu na spekulacyjne ceny uprawnień emisyjnych są zresztą mało poważne w sytuacji, gdy tenże sam rząd sprzedaje po tych wyśrubowanych cenach uprawnienia polskim firmom energetycznym, wpędzając je w koszty i zmuszając do podnoszenia cen prądu.  Tylko w minionym roku rząd zarobił na tych „spekulacjach” ok. 25 mld zł, ale zamiast przeznaczać te dochody na rozwój niskoemisyjnych źródeł energii i obniżenie rachunków dla konsumentów, wolał łatać nimi dziury w budżecie.  

Jednak najbardziej rozczarowujące okazało się zachowanie polskiego banku centralnego. Przez wiele miesięcy prezes Glapiński usypiał rząd i opinię publiczną zapewnieniami, że żadna inflacja nam nie grozi, a przestrogi ekspertów ignorował albo wyśmiewał. Co więcej, sam dolewał benzyny do ognia, celowo osłabiając złotego. Wziłą się do roboty dopiero gdy nie dało się już dalej czarować rzeczywistości. Za tę spóźnioną reakcję płacimy wszyscy spadkiem realnej siły nabywczej naszych dochodów, czego nawet w części nie wyrównają skromne dodatki obiecane w ramach Nowego Ładu.  

Rodzi się oczywiście pytanie, co spowodowało, że NBP, zamiast troszczyć się o wartość polskiego pieniądza i dbać o stabilność cen, zawalił swoje konstytucyjne obowiązki? Cóż, obsadzając w 2016 roku Radę Polityki Pieniężnej politycznymi nominatami i mianując na prezesa NBP swego byłego partyjnego kolegę, J. Kaczyński przekształcił bank centralny – podobnie jak prokuraturę, Trybunał Konstytucyjny czy TVP - w upolitycznioną instytucję całkowicie podporządkowaną partii rządzącej. W zamian prezes Glapiński wraz z potakiwaczami z RPP zabrał się gorliwie do wspierania PiS-owskiej polityki rozdawania pieniędzy. W efekcie szybko rosnące ceny będą nam więc towarzyszyć jeszcze przez co najmniej 4-6 kwartałów.

Niestety, odpowiedź rządu PiS na wzrost inflacji nie daje nadziei na jej szybkie poskromienie.  Kolejne tarcze antyinflacyjne polegające na chwilowych obniżkach stawek akcyzy i VAT na żywność, paliwa i niektóre surowce mają charakter działań objawowych, ale nie likwidują przyczyn inflacji, wśród których – obok lawinowego wzrostu cen energii i gazu - coraz większą rolę odgrywają czynniki popytowe, w tym wzrost wynagrodzeń, świadczeń i transferów.

Ekonomiści ostrzegają, że wbrew oczekiwaniom rządu, przejściowe obniżki podatków pośrednich w warunkach rosnącej presji popytowej nie wywołają bynajmniej spodziewanego spadku cen, ponieważ ceny – z różnych powodów - reagują w sposób asymetryczny na zmiany stawek podatku – przy obniżkach stawek ceny spadają wolniej lub wcale, a przy podwyżkach stawek rosną szybciej. Dlatego powrót do wyższych stawek VAT za rok spowoduje przyspieszenie inflacji w 2023 roku.  Co więcej, ponieważ ubytkowi dochodów podatkowych budżetu państwa na skutek obniżki podatków nie będzie towarzyszyć proporcjonalne ograniczenie wydatków, będziemy mieli do czynienia z wzrostem deficytu budżetowego (rzędu 10-20 mld zł), co oznacza dodatkowy impuls inflacyjny. W rezultacie należy się spodziewać, że skutkiem działań rządu będzie raczej przyspieszenie inflacji, a nie jej spowolnienie.

O braku przemyślanego programu zwalczania inflacji świadczy zresztą nie tylko dobór instrumentów w ramach tarcz antyinflacyjnych i skupienie się na symptomach zjawiska, a nie jego przyczynach, ale i wysyp rozmaitych egzotycznych pomysłów rodem z czasów gospodarki centralnie planowanej, jak postulat zamrożenia cen na niektóre artykuły czy obowiązek wywieszania w sklepach informacji o obniżkach stawek podatkowych.  Wyraźnie widać, że rządowi chodzi przede wszystkim o efekt propagandowy. Tymczasem najlepszą „tarczą antyinflacyjną” jest niezależny bank centralny. Niestety, tak długo, jak NBP pozostaje podporządkowany partii rządzącej, nie ma szans na skuteczną walkę z inflacją.

Autor: prof. Dariusz Rosati