Dariusz Rosati

Ustawa podatkowa, czyli Polski Nieład

Przyjęta niedawno przez Sejm ustawa zmieniająca podatki dochodowe od osób fizycznych i osób prawnych jest kluczowym elementem tzw. Polskiego Ładu. Zgodnie z rządowymi zapowiedziami, dzięki niej polskie rodziny już wkrótce będą żyły „na takim samym poziomie jak w bogatych krajach UE”. Niestety, to mało prawdopodobne. Nowa ustawa jeszcze bardziej komplikuje już i tak bardzo nieprzejrzysty system podatkowy, a najważniejsze zmiany polegają na redystrybucji dochodów do grup społecznych o niższych dochodach, które obóz rządzący uważa za swój elektorat. Za te transfery mają zapłacić przedsiębiorcy, klasa średnia, a także samorządy lokalne. Zmiany te uderzają w inwestycje, rozwój technologiczny i usługi społeczne, a zatem mają charakter antyrozwojowy. Ale PiS liczy, że zapewnią one wygraną w kolejnych wyborach.

Już sam ekspresowy tryb procedowania nad ustawą w Sejmie pokazał, że władzy wcale nie chodzi o sensowną reformę systemu danin publicznych, tylko o „klepnięcie” politycznych propozycji rządu. Licząca ponad 700 stron ustawa (wraz z uzasadnieniem i autopoprawkami) wprowadzająca prawie 2 tysiące zmian w 23 ustawach przemknęła przez trzy czytania w Sejmie w ciągu 48 godzin, mimo braku opinii Centrum Legislacyjnego Rządu (odmówiło dokonania oceny prawnej dokumentu ze względu na brak czasu) i ostrzeżeń Biura Legislacyjnego Sejmu, że w tak krótkim czasie nie da się wychwycić błędów i zapewnić wymaganej spójności w zmienianych przepisach. Rządząca większość nie zgodziła się też na przeprowadzenie wysłuchania publicznego i zasięgnięcie opinii ekspertów. Wszystkie poprawki opozycji zostały odrzucone głosami posłów PiS, z których żaden nawet nie zabrał głosu w trakcie 12-godzinnego posiedzenia Komisji Finansów Publicznych (trudno uwierzyć, żeby wiedzieli nad czym głosują). Po raz kolejny Sejm został potraktowany przez rząd jak posłuszna maszynka do głosowania zgodnie z zasadą „popierać, nie przeszkadzać”.

Przedstawiciele władzy zachwalają przyjęte zmiany, w tym głównie zwiększenie kwoty wolnej od podatku do 30 000 zł, podniesienie drugiego progu podatkowego do 120 000 zł rocznie, wprowadzenie tzw. ulgi dla klasy średniej, ulgi w podatku dla rodzin wielodzietnych i ulgi dla osób pracujących po osiągnięciu wieku emerytalnego. Tylko ta ostatnia propozycja (zgłaszana zresztą od dawna przez Koalicję Obywatelską) zmierza do zwiększenia aktywności zawodowej Polaków, co w świetle dramatycznych trendów w demografii jest absolutną koniecznością. Większość pozostałych rozwiązań polega na przerzucaniu pieniędzy z kieszeni osób lepiej zarabiających do kieszeni mniej zarabiających, emerytów i rencistów. Niestety, taka toporna redystrybucja nie daje szans na przyspieszenie rozwoju kraju.

Podwyższona kwota wolna oznacza wprawdzie obniżenie podatku (średnio o ok 100 zł miesięcznie) dla osób o najniższych dochodach, ale połowa z nich to osoby niepracujące - emeryci i renciści. Dla nich zapisana w Polskim Ładzie obniżka podatku jest zaledwie symboliczną – bo niewielką - rekompensatą za znacznie wyższe emerytury, które PiS odebrał im w 2016 roku obniżając ustawowy wiek emerytalny. Tylko z tego tytułu polscy emeryci są skazani na emerytury niższe średnio o 50% (kobiety) i 25% (mężczyźni). Jeśli chodzi zaś o osoby pracujące, nowa kwota wolna wcale nie zmniejsza tzw. „klina podatkowego”, bo nie obniża kosztów pracy ani o złotówkę. W warunkach szybko rosnącej płacy minimalnej (wzrost o 7,5% do 3010 zł w 2022r) i braku rąk do pracy na rynku koszty pracy będą dalej rosły szybciej od wzrostu wydajności pracy, a to oznacza inflację i malejącą konkurencyjność polskich przedsiębiorstw. Z kolei podniesienie drugiego progu podatkowego o 40% – też postulowane od dawna – nawet nie rekompensuje wzrostu płac, który od 2009 roku wyniósł średnio prawie 80%.

Najbardziej dziwaczną konstrukcją, którą wprowadza nowa ustawa, jest tzw. ulga dla klasy średniej. Przede wszystkim nie jest to żadna „ulga”, bo objęte nią osoby zarabiające między 5500 zł a 11000 zł miesięcznie po prostu nie stracą w wyniku Polskiego Ładu, ale też ani złotówki nie zarobią. Tak określoną „ulgę” wylicza się przy pomocy skomplikowanego algorytmu, obejmującego dwa piętrowe ułamki. Po drugie, „ulga” ta obejmie tylko część klasy średniej. Osoby pracujące na umowach cywilno-prawnych, prowadzące działalność zawodową w ramach spółek cywilnych i jawnych, a także przedsiębiorcy rozliczający się według stawki liniowej 19% (tylko tych ostatnich jest w Polsce ponad 700 tys.), są wyłączone spod działania „ulgi” i będą musiały płacić wyższe podatki. Trudno uznać, że jest to rozwiązanie sprawiedliwe.

Niewątpliwie potężnym ciosem w podatników jest likwidacja możliwości odliczania składki zdrowotnej od podatku i likwidacja ryczałtowej składki zdrowotnej. Dotknie to wszystkich dorosłych Polaków, ale szczególnie mocno uderzy w małych i średnich przedsiębiorców – czyli w najbardziej dynamiczny sektor gospodarki. Obciążenia podatkowe wzrosną o 4,9% dochodu dla przedsiębiorców rozliczających się według stawki liniowej 19%, i o prawie 9% dla rozliczających się na zasadach ogólnych. Wzrośnie również podatek dla większości tzw. ryczałtowców, a na dodatek stracą oni możliwość rozliczania się ze skarbówką w formie karty podatkowej. Czy nie wpłynie to na dalszy spadek inwestycji i tworzenie lepiej płatnych miejsc pracy? Czy wszyscy przedsiębiorcy będą kontynuować działalność w nowych warunkach? Jak wyższe podatki wpłyną na wzrost gospodarczy? Na te i inne pytania w dokumentach rządowych nie znajdziemy odpowiedzi.

PiS nie lubi przedsiębiorców i traktuje ich podejrzliwie. Teoretycznie, szereg nowych rozwiązań ma na celu uszczelnienie systemu i zapobieżenie unikaniu opodatkowania. W praktyce jednak nowe przepisy w wielu przypadkach będą skutkować zwiększonymi obciążeniami. Na przykład firmy, które przejściowo nie generują zysku ponieważ inwestują, będą obciążone dodatkowym podatkiem od przychodu. Ryczałtowe opodatkowanie najmu mieszkań spowoduje zmniejszenie opłacalności najmu i w efekcie wzrost cen, co uderzy zwłaszcza w młode rodziny. Podobny efekt będzie miało wyłączenie amortyzacji budynków i mieszkań z kosztów podatkowych. Przejawem tendencji do zaostrzenia rygorów kontroli skarbowej są nowe przepisy dotyczące zaliczania części firm z udziałem właścicieli zagranicznych do polskiej jurysdykcji podatkowej oraz nowa instytucja tzw. nabycia sprawdzającego.

Politycy PiS chwalą się, że na proponowanych zmianach skorzysta 18 mln podatników (na ogólną liczbę 27,2 mln osób rozliczających się podatkiem PIT), a w ich kieszeniach zostanie rzekomo dodatkowe 17 mld zł. Wolą jednak nie dostrzegać niewygodnego faktu, że rząd drugą ręką odbiera tę kwotę podatnikom – i to z nawiązką – bo wysoka inflacja napędzana m.in. hojnymi transferami socjalnymi „zjada” około 35 mld zł siły nabywczej wynagrodzeń i świadczeń społecznych w skali rocznej, z czego ponad 10 mld trafia bezpośrednio do budżetu państwa. Istnieje więc spore ryzyko, że statystyczny emeryt, który dziś cieszy się z dodatkowego dochodu rzędu 100 zł miesięcznie, szybko się rozczaruje, gdy przyjdzie mu płacić wyższe rachunki za prąd, gaz czy podstawowe produkty żywnościowe.

Niestety, u podstaw Polskiego Ładu leży wciąż to samo cyniczne podejście do polityki społecznej, jakie definiuje rządy PiS od 2015 roku. W PiS dominuje przekonanie, że transfery pieniężne są najskuteczniejszym instrumentem pozyskania głosów wyborców i utrzymania władzy. Stąd polityczna popularność takich programów jak 500+, 300+, czy 13. i 14. emerytura. Odbywa się to oczywiście kosztem dofinansowania podstawowych usług społecznych, takich przede wszystkim jak ochrona zdrowia, edukacja, mieszkalnictwo, czy rozwój odnawialnych źródeł energii. Jednocześnie zaniedbuje się konieczność wspierania inwestycji, zwiększania aktywności zawodowej i promowania pracy. Obecna władza uważa, że wystarczy Polakom dosypać trochę pieniędzy, żeby byli szczęśliwi i głosowali na PiS. Nikt nie zadaje sobie pytania, kto i gdzie będzie leczył naszych emerytów, gdy brakuje lekarzy i miejsc w szpitalach, kto i jak będzie uczył nasze dzieci, gdy nauczyciele odchodzą z zawodu, i gdzie będą mieszkać młode rodziny, gdy brakuje mieszkań. Wreszcie nikt nie zadaje sobie pytania, skąd na dłuższą metę mają wziąć się pieniądze na finansowanie tych wyborczych prezentów. Niestety, przyjęte przez Sejm ustawy podatkowe są jeszcze jednym smutnym świadectwem tej anachronicznej, krótkowzrocznej i nieodpowiedzialnej polityki.

Autor: prof. Dariusz Rosati