Dariusz Rosati

Dramat grupy Afgańczyków

Dramat grupy Afgańczyków koczujących na granicy z Białorusią podzielił Polaków niemal po równo - 45% uważa działania rządu za słuszne, 42% ocenia je krytycznie. I trudno się dziwić. W polityce międzynarodowej rzadko mamy do czynienia z jednoznacznymi wyborami - na ogół musimy szukać kompromisu między wartościami i interesami, między moralnością i odpowiedzialnością. Tak jest i w tym przypadku - oczywista konieczność ochrony granic zderza się tu z moralnym i prawnym obowiązkiem niesienia pomocy cierpiącym ludziom, którzy znaleźli się w sytuacji bez wyjścia.

Niestety, postawa rządu polskiego w tej kwestii jest radykalnie jednostronna. W istocie, nasze władze pod pretekstem ochrony granicy odmawiają przyjęcia od osób koczujących na granicy wniosków o ochronę międzynarodową, czym łamią prawo europejskie, konwencję genewską i nasze własne przepisy ustawy z dnia 13 czerwca 2003 r. o udzielaniu cudzoziemcom ochrony na terytorium Rzeczypospolitej Polskiej. Co więcej, odmawiając tym osobom elementarnej pomocy humanitarnej w postaci żywności, wody, odzieży, niezbędnej pomocy medycznej i sanitarnej, polskie władze dopuszczają się nieludzkiego traktowania tych osób. Widzi to cały świat, i o ile Łukaszenka ma w nosie opinię publiczną, to polski rząd nie może sobie pozwolić na kolejne akty łamania prawa.

Myślę, że konieczne są następujące działania.

Po pierwsze, nikt nie powinien kwestionować konieczności ochrony wschodniej granicy Polski, tym bardziej że jest to zarazem granica strefy Schengen i zewnętrzna granica UE. W sytuacji, gdy tylko w sierpniu br. granicę polsko-białoruską nielegalnie przekroczyło kilka tysięcy osób (różnej narodowości), niezbędne są działania uszczelniające granicę. Dlatego budowa jakiejś formy fizycznego i elektronicznego zabezpieczenia granicy jest niestety konieczna. I nie chodzi tylko o powstrzymanie czy przynajmniej ograniczenie nielegalnego napływu osób. Przypomnę bowiem - o czym się zapomina - że sąsiadujemy z państwem, które prowadzi wobec Polski otwarcie wrogie działania. Reżim Łukaszenki wykorzystuje uchodźców i migrantów z krajów trzecich do rozpalania konfliktów i destabilizacji politycznej w Polsce i krajach bałtyckich, może też stosować dywersję i prowokacje. Dlatego tę granicę trzeba lepiej kontrolować.

Instalowanie zasieków z drutu żyletkowego jest jednak bardzo złym pomysłem, bo są one stosunkowo łatwe to pokonania, a z drugiej strony zagrażają życiu i zdrowiu ludzi i zwierząt. Dlatego takie zasieki umieszcza się na szczycie ogrodzenia - jest to skuteczniejsze i bezpieczniejsze. Oprócz ogrodzenia niezbędny jest też elektroniczny monitoring. UE (Frontex) jest do tego technologicznie i materialnie przygotowana. Ale, jak wiemy, nasz rząd relacje z Unią zamroził - na własne życzenie i na własną zgubę.

Po drugie, należy udzielić koczującym elementarnej pomocy humanitarnej w postaci żywności, wody, odzieży, opieki medycznej i sanitarnej. Tolerowanie cierpienia tych ludzi (i wysyłanie ciężarówki z zaopatrzeniem na Białoruś) w sytuacji gdy są oni dosłownie w zasięgu ręki jest przejawem wyjątkowego cynizmu, bezduszności i zwykłego okrucieństwa. Szczególnie haniebne są stosowane przez funkcjonariuszy Straży Granicznej praktyki zagłuszania i uniemożliwiania kontaktu uwięzionych na granicy z lekarzami i prawnikami. Prawdziwym skandalem jest odmowa udzielania przez dowódców SG informacji o stanie zdrowia koczujących posłom i senatorom, którzy interweniują w ramach swoich ustawowych uprawnień. Wszystkie te działania służb i nadzorujących je pisowskich dygnitarzy są sprzeczne z polskim prawem i ze zwykłą ludzką przyzwoitością. Zapewne dlatego rząd ogłosił, że chce wprowadzić stan wyjątkowy na przygranicznych obszarach województw podlaskiego i lubelskiego - po to, żeby ani posłowie ani dziennikarze ani NGOs-y nie mogli kontrolować działań służb.

Po trzecie, od koczujących trzeba przyjąć wnioski o ochronę międzynarodową i rozpatrzyć te wnioski zgodnie z prawem. Tym, którzy wykażą, że należy im się status uchodźcy, trzeba ten status przyznać, a pozostałych odesłać na Białoruś lub do kraju pochodzenia. Każdy wniosek powinien być rozpatrzony indywidualnie.

Rząd oczywiście odmawia. Podkręca histerię anty-uchodźczą, choć nigdy - ani w 2015 roku ani teraz - Polska nie była docelowym miejscem dla uchodźców i migrantów. Rząd argumentuje, że zaopiekowanie się tą żałosną 30-tką koczujących skłoni Łukaszenkę do wysłania na naszą granicę kolejnych setek czy tysięcy uchodźców.

Czy rzeczywiście?

Niekoniecznie. Przede wszystkim ścisła kontrola granicy (w tym fizyczne i elektroniczne bariery) utrudnią "wpychanie" nam kolejnych uchodźców/migrantów. Łukaszenka może więc "udławić się" sprowadzanymi na Białoruś Syryjczykami, Irakijczykami itp. Po drugie, gdyby rząd PiS miał więcej do powiedzenia w Brukseli, mógłby wymusić bardziej dotkliwe sankcje wobec Białorusi i wywrzeć większą presję na Putina, żeby uspokoił swojego protegowanego w Mińsku. Mógłby też uzgodnić z pozostałymi krajami UE relokacje części Afgańczyków do tych krajów. Ale to jest oczywiście niemożliwe, i wszyscy wiemy dlaczego - gdy w 2015r Włochy prosiły o pomoc, rząd PiS odmówił. Po trzecie, pomimo tego, że Białoruś wypowiedziała umowę z UE o readmisji, Unia nadal ma możliwości odsyłania nieproszonych gości do kraju który ich przyjął - czyli na Białoruś. Wreszcie, jeśli Łukaszenka nie zaprzestanie wrogich działań, Polska może utrudnić lub ograniczyć tranzyt białoruskich towarów przez nasz kraj - z pełnym poparciem Unii Europejskiej.

Dlatego wzywam rząd Morawieckiego, żeby przestał bać się Łukaszenki. I zaczął postępować zgodnie z prawem i przyzwoitością. Czyli żeby przestał toczyć wojenkę z Brukselą, podporządkował się wyrokom TSUE, i uruchomił naszą dyplomację w celu skoordynowanego i skutecznego przeciwdziałania wybrykom białoruskiego dyktatora. I zaopiekował się tą 30-tką biedaków na granicy.

To jest prawdziwy test waszej zdolności do rozwiązywania problemów, także tych które sami stwarzacie, panie premierze Morawiecki.

Do roboty!

Autor: prof. Dariusz Rosati